czwartek, 25 kwietnia 2013

Zalęgły się nam w domu smoki i jeszcze ta skórzana piłka...

Martynka poprosiła mnie o smoka bo Barbie nie ma na czym latać. Zgodziłam się, poszukałam inspiracji i ze starego płaszczyka wyszedł taki gad. Wzór ( ale zmieniony) wzięłam z jednej ruskiej stronki ale nie zapisałam sobie i nie mogę teraz znaleźć :(

Smok według mojego dziecka pozostawia wiele do życzenia ale cóż staram się.







Oczywiście Zofia także zapragnęła mieć ale bardziej dziewczyńskiego. Zrobiłam tą zalotną smoczycę z całuskiem ze starej rozciągniętej bluzeczki. Opierałam się na tym. Ale wyszło coś takiego:




  Po tej radosnej twórczości dziewczynki zadały pytanie "a co dla Wojcia?" Więc dla Wojcia nocna furia zrobiona ze starych butów. Wzór z tej stronki.





 

Cała zgraja prezentuje się następująco
 


Do tego jeszcze wpadła mi w ręce piłka. Pozszywałam przypadkowe kawałki skóry, które wypchałam przypadkowymi skrawkami materiału. Piłka powstała z myślą o wyjazdach rekonstrukcyjnych, żeby dzieci miały się czym bawić. ( nie mam żadnych info o takich znaleziskach ale dzieci coś robić muszą a takie coś nie kole tak w oczy jak kucyki pony )







i jeszcze lepsze zdjecie mojego duszka dla Lesia. Z niego też jestem dumna





poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Ciastka z maszynki i przesolone kokosanki

Dostałam taką magiczną maszynkę do wyciskania ciastek. Pamiętam, że jak byłam mała to mama nam robiła ciastka wyciskane z maszynki do mięsa. Oczywiście w zeszycie babci przepis na te ciastka był ale ze smalcem. Niestety smalec w moich warunkach jest trudny do zdobycia więc znalazłam przepis zastępczy w internecie. Ten, który mi odpowiadał wzięłam stąd. Ciasteczka wyszły rewelacyjnie i w bardzo dużej ilości. Idealnie trzymały kształt i nie miałam problemów, że ciastka nie chciały się przyklejać do blaszki.








Według mnie były za mało słodkie więc je polukrowałam...a raczej dziewczynki polukrowały. Myślę, że muszą jeszcze poćwiczyć.

Ciastek wyszło naprawdę sporo:




Tylko na talerzu wyglądały jakbym straciła obie ręce i się wykrwawiła przyrządzając je

 A ja myślałam, że jak dodam trochę mniej barwnika to ze świątecznej czerwieni wyjdzie cukierkowy róż.
Kolor wygląda jak teksańska masakra mikserem w kuchni ale zjedliśmy. Były smaczne.




Muszę jednak dodać, że przepis na te ciastka ma wadę. Zostają białka. Wadę zmieniłam w zaletę i zrobiłam dodatkowo kokosanki. Przepis z tego bloga, proporcje trochę zmniejszyłam bo nie miałam tyle białek.
Nie miałam też wystarczająco wiórków więc dosypałam startej czekolady. Kształt i fason trzymały doskonale. Niestety prawie się popłakałam z ich powodu bo okazały się przesolone, ale i tak zostały zjedzone.




   Tak się zastanawiam, czy moja rodzina może nie zjeść czegoś co wyciągnę z piekarnika.

piątek, 19 kwietnia 2013

duszek

Indywidualność moich dzieci ujawniła się już wiele razy. Wojciu  miał we wczesnym dzieciństwie uwielbienie do metek natomiast Lesinek uwielbia firanki. Ponieważ nie chce mi się ciągle poprawiać firanek przy oknach (tak jestem leniwa) zrobiłam duszka dla synka. Ektoplazma jest ze starej firaneczki a wnętrze ze starej bluzki. Nogi wypełniłam folią do pieczenia, żeby szeleszczały.

 Niestety okazało się że nasz kabel usb ma coś wspólnego z pocztą bo mi zaginęły zdjęcia tego cuda podczas przesyłania. Jest tylko takie:




I zadowolony Lesi.















Trudność w prowadzeniu bloga sprawia mi właśnie umieszczanie zdjęć. Za dużo czasu muszę na to poświęcać. Ale nie

sobota, 13 kwietnia 2013

Jajkobabki. Pytanie na śniadanie

Były święta. Wielkanocne. Mnie najbardziej z całej najbliższej rodziny chce się używać piekarnika więc zostałam poproszona o zrobienie orgazmicznego sernika i makowca z prawdziwym makiem trzeszczącym w zębach. W ostatnie święta dziewczyna-brata-mojego męża powaliła mnie swoim wypiekiem więc tym razem ja postanowiłam zabłysnąć. Zrobiłam koszyczek z ciasta drożdżowego. Wyszedł wspaniały. Przepis mam stąd. Niestety nie uwieczniłam go na zdjęciach. Trudno.W przyszłym roku zrobię drugi.

W przypływie weny twórczej w piątek o 23.00, natchniona kucharzem z "pytania na śniadanie" upiekłam jeszcze jajkobabeczki. Miałam puste skorupki po jajkach z jajecznicy mojego męża. Pan z tv poradził żeby przed użyciem je wygotować. Nie wiem po co bo przecież podczas pieczenia jest wyższa temp niż przy gotowaniu i i tak bakterie i zarazki giną. Korzystając jednak z okazji nadałam im piękna czerwoną barwę. Znalazłam gdzieś w internecie prosty przepis na babeczki ( bo nagle się okazało, że jeszcze nigdy nie piekłam babeczek) i upiekłam je w połowie papierowej wytłaczanki na jajka położonej na blaszce.

W sobotę przed wyjściem udekorowałam te cuda bitą śmietaną i cukierkami. Wyszły tak:



  


A "pytanie na śniadanie" leci mi w domu co ranek wpływając na mój światopogląd i powoduje mylne wrażenie wiedzy o tym co należy a co nie.